Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je wyliczę, a zobaczymy, czy podobna je zwalczyć, a przynajmniej złagodzić ich następstwa.
— Mów Prokopie — odpowiedział hrabia. — Wszyscy tak spokojnie rozmawiali o tych rzeczach, jak gdyby one ich wcale nie dotyczyły.
— Panowie — rozpoczął porucznik Prokop — potrzeba się naprzód zapytać, jakim sposobem może się odbyć to nowe spotkanie komety z globem ziemskim. Zobaczymy następnie, czego się należy lękać lub spodziewać w każdym z możliwych wypadków.
— Nic logiczniejszego — odpowiedział kapitan Servadac — ale nie zapominajmy, że dwa te ciała niebieskie dążą jedno ku drugiemu, i że w chwili starcia szybkość ich wynosić będzie dziewięćdziesiąt tysięcy mil francuskich na godzinę.
— Dwa ładne pociągi — pozwolił sobie dorzucić Ben-Zuf.
— Zobaczmy więc, jak się może odbyć starcie — ciągnął dalej porucznik Prokop. — Dwie te gwiażdy mogą się spotkać albo ukośnie, albo prostopadle. W pierwszym wypadku może się zdarzyć, że Gallia tylko muśnie ziemię, jak za pierwszym razem, i oderwawszy od niej kilka kawałków, dalej krążyć będzie w przestrzeni. Ale zruszonąby była ze swojej orbity i mało mielibyśmy szans, gdybyśmy to przeżyli, ujrzeć kiedykolwiek naszych bliźnich.
— Zaspokoiłoby to życzenia Palmiryna Rosette, ale nie nasze, — zrobił uwagę rozsądny Ben-Zuf.