Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

masztowca, ani na drugi statek. Co się tyczy szalupy parowej, to użyć jej w tym celu znaczyło tyle, co pozbawić się kilku beczek węgla, które starannie odłożone zostały na bok, jako zapas w razie powrotu na wyspę Gurbi.
Były jeszcze owe, na prędce sklecone, sanie z żaglem. Wiadomo, jak szybko i bezpiecznie odbyto na nich podróż z Ziemi Gorącej do Formentery.
Ale do popychania ich potrzeba było wiatru, którego nie było teraz na powierzchni Gallii. Być może, iż z odwilżą, gdy pod wpływem letniej temperatury zaczną się wywiązywać wyziewy, w atmosferze gallickiej ruch powstanie. Należało się nawet tego obawiać. Ale tymczasem spokój był zupełny i saniami nie można się było udać na wysepkę Gibraltaru.
Pozostawała więc jeszcze możliwość odbycia drogi pieszo, albo raczej na łyżwach. Odległość była znaczna — około stu mil. Czy można się było kusić o jej przebycie w takich warunkach?
Kapitan Servadac ofiarował się na spełnienie tego zadania. Dwadzieścia pięć do trzydziestu mil dziennie, to jest dwie mile (lieues) na godzinę, nie było to rzeczą zbyt trudną dla człowieka tak wprawnego w sztuce łyżwiarskiej. W ośmiu dniach zatem mógł być w Gibraltarze i powrócić do Ziemi Gorącej. Bussola do kierowania się, pewna ilość mięsa na zimno, mała spirytusowa maszynka do kawy, oto wszystko, co miał wziąć w drogę, i ta wycieczka, nieco zuchwała, wybornie przy-