Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nans pragnęli koniecznie zachować Zefira i Galettę i wrócić z niemi na ziemię. Kochali oni swoje biedne koniska, nie stworzone do życia w tych nowych warunkach klimatycznych. Urządzono zatem w pewnej szerokiej wklęsłości stajnię, a bardzo szczęśliwie było dość paszy do wykarmienia koni.
Co się tyczy innych zwierząt domowych, potrzeba było je w części poświęcić. Nie podobna było pomieścić ich w podziemnych pieczarach skały. Pozostawiając zaś w wyższych galeryach, skazałoby się je na śmierć okrutną. Musiano więc je pozabijać. Ale ponieważ mięso tych zwierząt mogło się jak najdłużej konserwować w dawnym magazynie, gdzie panowało nadzwyczajne zimno, był to więc drogocenny przyrost żywności.
Dla dokończenia nomenklatury istot żyjących, które szukały schronienia w głębiach GalIi, potrzeba jeszcze wymienić ptaki, których pokarm składał się z rzucanych im codziennie resztek jedzenia. Zimno zmusiło je opuścić wyżyny Ula Niny dla ciemnych pieczar góry. Ale liczba ich jeszcze była tak znaczną, obecność ich tak natrętną, że potrzeba było urządzać polowanie i w wielkiej części je wyniszczyć.
Wszystko to zajęło koniec miesiąca stycznia, dopiero w tym czasie installacya była zupełną. Ale wówczas dla członków kolonii gallickiej rozpoczęła się rozpaczliwa jednostajność. Mogliż się opierać tej moralnej zmartwiałości, która była rezultatem fizycznej? Ich naczelnicy starali się jej przeciwdziałać za pomocą ściślejszej wspólności