Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedziałem ci, mości Izaaku, że otrzymasz naprzód złoto i srebro, mające kurs na ziemi.
— Złoto... złoto — zawołał żywo Izaak. — To jest moneta nad monetami!
— Tak, w złocie przedewszystkiem, mości Izaaku, gdyż to właśnie złota najwięcej jest na Galii, złoto rosyjskie, złoto angielskie, złoto francuskie.
— Och! dobre złota! — szeptał Izaak, którego chciwość spowodowała do użycia „w liczbie mnogiej“ tego rzeczownika, tak cenionego na całym świecie.
Kapitan Servadac zabierał się do wyjścia.
— A zatem rzecz ułożona, mości Izaaku, do jutra.
Izaak Hakhabut podszedł ku niemu.
— Pozwoli mi pan gubernator postawić jeszcze jedno, ostatnie pytanie?
— Mów pan.
— Wolno mi będzie, nieprawdaż; naznaczyć na me towary... cenę, jaka mi się zdawać będzie...
— Panie Hakhabut — odpowiedział spokojnie kapitan Servadac — miałbym prawo naznaczyć ci maximum, ale mam wstręt do tych procederów rewolucyjnych. Zażądasz pan dla swych towarów cen, jakie są zwykłemi na targach europejskich, i basta.
— Łaski, panie gubernatorze!... — zawołał Izaak dotknięty w słabą stronę — ale to znaczy pozbawiać mię słusznego zysku!... To przeciwne wszelkim prawom handlowym!... Mam