Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

glob ziemski miałyby tylko zwyczajną wartość. Przeciwnie, na rynku gallickim powinny były dosięgnąć nadzwyczajnych cen, tak z powodu swej rzadkości, jak i dla tego — Izaak dobrze to wiedział — że tylko u niego można ich było dostać.
W istocie około tego czasu na składzie ogólnym zaczęło niedostawać rozmaitych najniezbędniejszych artykułów, oliwy, kawy, cukru, tytoniu itp. Ben-Zuf powiedział o tem kapitanowi. Ten, wierny trybowi postępowania raz przyjętemu przez się względem Izaaka Hakhabuta, postanowił zarekwirować towary Hanzy — za wynagrodzeniem pieniężnem.
Ta zgodność zapatrywań w sprzedającym i kupujących powinna była skłonić Izaaka do nawiązania a nawet ustalenia stosunków z mieszkańcami Ziemi Gorącej. Dzięki sprzedaży towarów, przy ciągłem podnoszeniu się cen, Izaak Hakhabut spodziewał się wkrótce zgromadzić wszystko złoto i srebro kolonii.
— Tylko że — medytował w swojej ciasnej izdebce okrętowej — wartość mego ładunku więcej wynosi, niż ci ludzie mają pieniędzy. Otóż, kiedy już wszystko będę miał w szkatułce, jakim sposobem ci ludzie zakupią resztę moich towarów?
Ta ewentualność jednak nie długo niepokoiła godnego człowieka. Przypomniał sobie bardzo w porę, że nietylko był handlarzem, ale i pożyczającym, poprostu mówiąc, lichwiarzem. Nie mógłże na Gallii prowadzić dalej tego zyskownego rzemiosła, które mu się tak udawało na ziemi?