Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniej. Byli to ludzie zrezygnowani, filozofowie praktyczni. Hiszpanie zwłaszcza, biedujący w Hiszpanii, przez całe swe życie nie czuli się tak szczęśliwymi. Negrete i towarzysze jego nigdy nie zaznali takiego dobrobytu. Cóż ich mógł obchodzić ruch Galii? Dlaczego mieli łamać sobie głowę nad tem, czy słońce utrzyma ich w swem kole atrakcyjnem, lub czy też Galia wymknie się od niego i powędruje po innych sferach ? Wyśpiewywali sobie, niewiele dbając o to, co się dzieje, a dla hiszpańskiego majos najmilszem przepędzeniem czasu jest śpiewanie.
Najszczęśliwszemi dwiema istotami w całej kolonii byli bezwątpienia młody Pablo i mała Nina. Jakże wesoło im było, gdy biegali po długich galeryach Ula Niny lub gramolili się po nadbrzeżnych skałach. Jednego dnia zapuszczali się na łyżwach po zmarzłej jak daleko okiem zasięgnąć powierzchni morza; drugiego łowili ryby w niewielkiem jeziorze, które ciepło wulkanu utrzymywało w stanie płynnym. Nie przeszkadzało to lekcyom, których udzielał im Hektor Servadac. Już rozumieli się najdokładniej, a zwłaszcza pojmowali wzajemnie.
Dlaczegożby ten młody chłopak i ta mała dziewczynka mieli kłopotać się o przyszłość? dlaczego mieliby żałować przeszłości?
Pewnego dnia Pablo powiedział:
— Czy masz ty krewnych, Nino?
— Nie, Pablo, jestem zupełnie sama; a ty ?
— Ja także jestem zupełnie sam, Nino. A coś ty tam robiła?