Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie bez zadowolenia, ponieważ lodowe pole, doskonale wygładzone, bardzo nadawało się do ślizgania. Dobryna posiadała mnóstwo łyżew, które rozdano amatorom, a tych nie brakło. Marynarze dawali lekcye Hiszpanom; i wkrótce przy pięknej pogodzie, przy zimnie ostrem, ale znośnem, ponieważ nie było wiatru, nie było ani jednego Galijczyka, któryby się nie ćwiczył w zakreślaniu najpiękniejszych linii. Mała Nina i młody Pablo wykonywali cuda jednając sobie huczne oklaski. Kapitan Servadac, zręczny we wszystkich zabawach gimnastycznych, dorównał wkrótce profesorowi swemu, hrabiemu. Sam Ben-Zuf wykonywał znakomite sztuki; ale też zresztą ślizgał się on nieraz na ogromnym stawie Montmartre, „także niby morzu.“
Ten rodzaj ćwiczeń, bardzo przydatnych pod względem zdrowia, stał się jednocześnie pożyteczną rozrywką dla mieszkańców Gorącej Ziemi. W razie potrzeby mógł on być środkiem do komunikacyi. I w samej rzeczy porucznik Prokop, jeden z najlepszych łyżwiarzów Galii, kilkakrotnie przeprawiał się w ten sposób z Gorącej Ziemi na wyspę Gurbi, to jest robił około dziesięciu mil w dwóch godzinach.
— Oto co na przestrzeni Galii zastąpi żelazne koleje starego świata, — mówił kapitan Servadac. — Właściwie mówiąc łyżwa jest nie więcej jak rodzajem relsa, przytwierdzonego do nogi ślizgającego się!
Tymczasem temperatura zniżała się stopniowo; termometr wykazywał średnio od piętnastu