Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dnia 26go pogoda była bardzo piękna, atmosfera bardzo sucha, termometr spadł na dwanaście stopni.
W jakiej odległości znajdowała się podówczas Galia od słońca? jaką drogę przebiegła po swej orbicie od daty wskazanej w ostatnim dokumencie znalezionym w morzu? Żaden z mieszkańców Galii nie mógł tego powiedzieć. Pozorne zmniejszenie się kręgu słonecznego nie mogło już służyć za podstawę rachunku, nawet przybliżonego. Żałować należało, że bezimienny uczony nie przesłał nowych notat, z ostatnimi rezultatami swoich spostrzeżeń. Kapitan Servadac zwłaszcza żałował, że ta szczególna korespondencya z jednym z jego ziomków — upierał się, że jest ziomkiem — nie ma dalszego ciągu.
— Z tem wszystkiem, — powiedział swoim towarzyszom, — bardzo być może, iż nasz astronom w dalszym ciągu pisywał do nas przez futerały i baryłki, ale że ani jedne ani drugie nie przybyły na wyspę Gurbi, ani na Gorącą Ziemię! A teraz, gdy morze ścięło się, trzeba się pożegnać ze wszelką nadzieją otrzymania najmniejszego listu od tego oryginała.
Morze, jak wiadomo, całkiem zamarzło. Przejście to ze stanu płynnego w stan twardy odbyło się podczas najpyszniejszej pogody i w chwili gdy najmniejszy podmuch wiatru nie poruszał wód galickich. Więc też stwardniała ich powierzchnia była najzupełniej gładką, jak powierzchnia jeziora lub staw klubu łyżwiarzy. Ani jednego wydęcia, ani jednej chropowatości, żadnej szczeli-