Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapewne pochłonięte wodami, których fale uderzały o skały cokolwiek dalej. Potem skały te odchylały się ku północno-wschodowi znowu wysuwały się koło przylądka Creus.
Z tego przylądka nic nie pozostało
Tam zaczynała się granica francuska; można więc sobie wystawić jakie myśli nawiedzały kapitana Servadac, gdy ujrzał, że nowy grunt zastąpił grunt jego kraju. Nie przebyta zapora wznosiła się przed wybrzeżem francuskiem i nie pozwalała nic widzieć. Ustawiona jak ściana prostopadła, wysoka przeszło na tysiąc stóp, nie przedstawiając żadnego dostępnego punktu, tak samo dzika, stroma i „nowa,“ jak ta, którą widziano po drugiej stronic Śródziemnego morza, rozwijała się ona tam, gdzie właśnie powinny były zarysowywać się urocze brzegi Francyi południowej.
Z bliskiej odległości w jakiej znajdowała się galiota, nie ukazywało się nic z tego co tworzyło niegdyś brzeg morski departamentu Pireneów wschodnich, ani przylądek Bearn, ani Port-Vendres, ani ujście rzeki Tech, ani staw Saint-Nazaire, ani ujście rzeki Tet, ani staw Salces. Na granicy departamentu Aude, dawniej tak malowniczo poprzecinanego stawami i wyspami, nie było ani śladu okręgu Narbonne: Od przylądka Agde na granicy Herault, aż do zatoki Aigues-Mortes nie istniało nic, ani Cette, ani Frontignan; nic z tego łuku; który okrąg Nimes kąpał niegdyś w morzu Śródziemnem, nic z równin Crau i Camargue, nic z kapryśnych zakrętów Bouches du Rhone. Martignes znikło! Marsylia przepadła!