Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowej orbity w świecie słonecznym, to ani dwaj oficerowie, ani ich ludzie, raz skonstatowawszy te fakta, nie turbowali się o te rzeczy więcej. Brygadyer i major nanowo poustawiali na szachownicy powywracane wskutek wstrząśnienia figury i piony i flegmatycznie powrócili do swej nieskończonej partyi. Być może, iż figury i piony, teraz lżejsze, nie tak dobrze trzymały się na powierzchni szachownicy — a zwłaszcza króle i królowe, których wielkość narażała na częsty upadek; ale przy pewnej ostrożności Oliphant i Murphy, trzymali w porządku swą armię ze słoniowej kości.

Powiedzieliśmy już, iż żołnierze uwięzieni na wysepce nie zajmowali się fenomenami kosmicznemi. Ażeby wyznać całą prawdę należy jednak dodać, że jeden z tych fenomenów wywołał dwie reklamacye z ich strony.

We trzy dni po katastrofie kapral Pim, robiąc się tłumaczem swych ludzi, zażądał posłuchania u oficerów.

Po otrzymaniu przyzwolenia na to, Pim, z dziewięcią żołnierzami wszedł do pokoju brygadyera Murphy. Tam, z ręką przy czapce, osadzonej na prawem uchu i podtrzymywanej rzemieniem pod brodą, zaciśnięty w czerwonej kurtce, w obwisłych zielonawych spodniach, kapral czekał na odezwanie się oficerów.

Ci przerwali swą partyę szachów.

— Czego żąda kapral Pim? — zapytał brygadyer Murphy, z godnością podnosząc głowę.

— Zrobić uwagę panu brygadyerowi wzglę-