Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak jest, ogień rozniecił się i pod przyspieszonym nieco podmuchem Ben-Zufa piękny płomień wybuchnął z pomiędzy trzasek, pomięszanych z węglami. Więc pod tym względem nie zaszło nic szczególnego.
Postawiono rądel na kuchni, woda rądel napełniła i Ben-Zuf czekał aż płyn kipieć pocznie, by pogrążyć w niego jaja, które wydawały się jakby próżne, tak były lekkie.
Dwie minuty nie upłynęły, a woda już się zagotowała.
— O, do licha! jakże teraz prędko ogień rozgrzewa! — zawołał Ben-Zuf.
— To nie ogień więcej rozgrzewa — odrzekł kapitan Servadac, zastanowiszy się — lecz woda prędzej się zagotowuje.
I wziąwszy stustopniowy termometr, wiszący w posterunku na ścianie, zanurzył go w kipiącą wodę.
Termometr wskazał tylko sześćdziesiąt stopni.
— Masz tobie! — zawołał oficer — woda gotuje się przy sześćdziesięciu stopniach, zamiast przy stu.
— I cóż, panie kapitanie?
— A o to co, Ben-Zuf: radzę ci, byś pozostawił jaja dobry kwandrans w rądlu, a i wtedy bodaj czy będą zgotowane.
— Ależ będą twarde!
— Nie, mój przyjacielu, bodaj czy będą należycie rozgrzane.
Przyczyną tego fenomenu było widocznie zmniejszenie się wysokości pokładu atmosfery-