Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kąd zniknięcie rzeki. Ale inne fakta kosmiczne całkiem nie dawały się wytłómaczyć.
Inne przypuszczenie. Czy należało wnioskować, że wybrzeże afrykańskie nagle przeniesione zostało w sferę równikową? To wyjaśniało zarazem nowy łuk dzienny, zakreślany przez słońce i całkowity brak zmroku; ale nie wyjaśniało dlaczego dnie o sześciu godzinach zastąpiły dnie dwunasto godzinowe, ani czem się to działo, że słońce wschodziło na zachodzie, a zachodzi to na wschodzie!
— A jednak nie ulega wątpliwości — mówił sam do siebie kapitan Servadac — że dziś mieliśmy tylko sześć godzin dnia i że kardynalne punkta zmieniły się, przynajmniej co dotyczy wschodu i zachodu! Zresztą, zobaczymy jutro, gdy słońce powróci — jeżeli powróci. — Kapitan Servadac stał się niedowierzającym.
Bardzo to było niedogodnem, że niebo było zachmurzone i że na firmamencie nie ukazały się zwykłe gwiazdy. Hektor Servadac, chociaż mało biegły w kosmografii, znał przecież główne konstelacye. Wiedziałby zatem czy polarna gwiazda pozostała na swojem miejscu, lub czy ją zastąpiła jaka inna, co udowodniłoby stanowczo że kula ziemska obraca się koło nowej osi i może w kierunku odwrotnym, a to jużby wytłómaczyło wiele rzeczy. Ale nie było żadnego otworu między chmurami, tak gęstemi, jakby zagrażały potopem i ani jedna gwiazda nie ukazywała się oczom niespokojnego postrzegacza.
Co do księżyca, to na niego nie było co