Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Małpy te, łagodne z natury i łatwo dające się przyswoić, stają się nader groźne w razie gdy są napastowane i ranione; wtedy dorównywają hyenom i panterom. Ale nie mieliśmy zamiaru wypowiadać im wojny, nawet kapitan Hod nie chwytał za broń.
Mieliśmy niebawem przekonać się czy Kalagani słusznie wnosił że cała ta gromada, bojąc się rzucić wpław zapragnęła korzystać z naszego Stalowego Olbrzyma dla przepłynienia Betwy.
Przebywszy wybrzeże, Stalowy Olbrzym wpłynął na wody rzeki i wkrótce pociągnął za sobą cały pociąg, który z początku stał prawie nieruchomy. Cała gromada małp zbliżyła się, pluskając po niegłębokiej wodzie pokrywającej pochyłość wybrzeża. Aż za jednym zamachem samce, samice, stare, młode, przeskakując i trzymając się za ręce, powskakiwały na pociąg.
W jednej chwili siedziało ich dziesięć na Stalowym Olbrzymie, reszta rozbiegła się po całym pociągu, nie objawiając żadnych nieprzyjaznych zamiarów, i cała setka weseliła się i zdawała winszować sobie, że znalazła tak wygodny sposób odbycia podróży.
Olbrzym Stalowy wpłynął na pełne wody; z początku obawialiśmy się aby takie powiększenie ciężaru nie utrudniało przeprawy, ale małpy poumieszczały się tak przezornie, iż obawa nasza okazała się płonną. Zamiast zgromadzić się w jednym punkcie, rozbiegły się po całym pociągu; wszędzie ich było pełno, nie ulękly się nawet trąby słonia, wyrzucającej kłęby pary.
Kapitan Hod, a szczególniej Fox, przypatrywali im się z podziwieniem. Fox pragnął przyjmować ich z honorami; mówił do nich, brał za ręce, kłaniał im się zdejmując kapelusz. Częstował je cukrem i byłby dobrze