Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do tego nie przyjdzie i niezadługo wkroczymy w ulubione twoje przestrzenie.
— Więc skierujemy się wprost do granicy indochińskiej, omijając Lucknow?
— Mojem zdaniem, trzebaby unikać tego miasta, a szczególnie Kawnpor, które posiada tyle tak strasznych wspomnień dla pułkownika Munro.
— Powiedz mi, kochany Banksie, zapytał kapitan Hod, czy podczas pobytu w Benares nie dowiedziałeś się niczego o Nana Sahibie?
— Nic zupełnie, zdaje się że i tym razem wprowadzono w błąd gubernatora Bombay'u, i że Nana-Sahib wcale nie pojawiał się w tej prezydencyi.
— Tak się zdaje, inaczej jużby więcej mówiono o nim, odpowiedział Hod.
— W każdym razie pragnę jak najspieszmej opuścić tę dolinę Gangesu, która była widownią tak strasznych klęsk podczas buntu Cipayów. Strzeżmy się nadewszystko wymówić nazwę choćby jednego z tych miast w obec pułkownika, a najbardziej imię Nana-Sahiba.
Nazajutrz Banks towarzyszył mi znowu w kilko-godzinnej wycieczce do Allahabad. które zwiedzić pragnąłem. Potrzebaby było przynajmniej ze trzy dni żeby dobrze widzieć te trzy miasta, z których się składa Allahabad, zresztą nie ma tam nic tak ciekawego do widzenia jak w Benares, chociaż także liczy się do miast świętych.
O części indyjskiej nie da się nic powiedzieć, jestto po prostu nagromadzenie niskich domków, rozsiadłych wśród ciasnych uliczek, na których tu i owdzie rosną wspaniałe tomerandy.
Miasto angielskie nie odznacza się także żadną oso-