Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W istocie to człowiek który nie łatwo da się pochwycić, a pochwycony bronić się będzie zajadle.
— A czyż nie mówiono tu kiedyś, że umarł na febrę w Népaul?
— Nic w tem nie ma prawdy! Chytry Dandu - Pant chciał ogłosić się za umarłego, by tem bezpieczniej mógł żyć!
— Chodziły nawet pogłoski jakoby go pogrzebano w jego obozie na granicy.
— Fałszywe grzebanie żeby zwieść.
Fakir słuchał bez najmniejszego znaku wzruszenia opowiadania tego ostatniego zdarzenia. Jednakowoż czoło jego zmarszczyło się mimowolnie, gdy usłyszał Indyanina jednego najbardziej ożywionego w grupie do której się przyłączył, opowiadającego następujące szczegóły, szczegóły tak dokładne, że niepodobna by były nieprawdziwe:
— To jest pewne, mówił Indyanin, że bogacz w r. 1859 schronił się z bratem swoim Balao Rao i ex rajah z Gondy, Debi-Bux-Singh, na pola u podnóża gór Népaul. Tam natarci zbliska przez wojsko angielskie, wszyscy trzej postanowili przejść granicę indochińską. Otóż nim ją przeszli, nabab i dwaj jego towarzysze, ażeby lepiej uwierzytelnić pogłoskę o swej śmierci, urządzili sami obrzęd pogrzebowy, ale na pogrzebie tym pochowano jedynie palec lewej ręki każdego, które obcięli sobie podczas żałobnego obrządku.
— Z kądże ty to wiesz? — zapytał jeden ze słuchaczy Indyanina, który opowiadał z taką pewnością.
— Byłem obecny pogrzebowi, odrzekł Indyanin. Żołnierze Dandu-Pant wzięli mnie w niewolę, z której dopiero po sześciu miesiącach ledwo zdołałem uciec.
Podczas kiedy Indyanin opowiadał tak stanowczo, fakir nie spuszczał go z oka. Błyskawicą zaiskrzyły mu