Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jący. Herr Schultze, zaskoczony śmiercią w takiej postawie, w jakiej znajdował się w chwili wybuchu, działaniem mrozu, mającego sto stopni poniżej zera, zesztywniał natychmiast.
Jedna okoliczność zwróciła szczególną uwagę Marcelego: Stalowy król ugodzony został w chwili, kiedy pisał.
Co on pisał na tym papierze, tem piórem, które trzymał jeszcze w ręku? Ciekawem byłoby poznać ostatnią myśl, ostatnie słowo, takiego człowieka.
Ale jakim sposobem dostać ten papier? Niepodobna było myśleć o stłuczeniu tej świecącej tarczy i o zejściu do laboratoryum. Dwutlenek węgla nagromadzony pod strasznem ciśnieniem, wydostałby się na zewnątrz i udusiłby wszelką istotę żywą, którą owionąłby śmiertelny wyziew jego. Byłoby to narazić się na śmierć niechybną; niebezpieczeństwo nie odpowiadało widocznie korzyściom, jakie dałyby się osiągnąć z papieru tego.
Jednakże, chociaż niepodobna było odebrać trupowi Herr Schultze’a tych ostatnich wierszy, jakie skreśliła ręka jego, możebnem jednak zdawało się przeczytać je przy powiększeniu, jakie sprowadziło łamanie się soczewki. Potężne promienie jej skupiały się na wszystkich przedmiotach zawartych w labora-