Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był człowiekiem inteligentnym i ludzkim, więc też natychmiast podzielił obawy Marcelego.
— Zobaczymy, co się stało — rzekł.
I rozkazawszy dyżurnemu mechanikowi, by stanął u liny, miał już spuścić się do kopalni z młodym robotnikiem, gdy ten zapytał:
— Czy nie macie przyrządów Galiberta? mogą być potrzebne...
— Masz słuszność. Nigdy nie wiadomo, co się dzieje w głębi dziury.
Nadzorca wyjął z szafy dwa rezerwoary z cynku, kształtem swoim przypominające owe naczynia, które kupcy »coco« noszą w Paryżu na plecach. Są to skrzynie dla ścieśnionego powietrza; łączą się z ustami za pośrednictwem dwóch rur kauczukowych, zakończonych rogową główką, którą wkłada się do ust. Napełniają się one powietrzem za pomocą szczególnych miechów, tak zrobionych, że mogą się wypróżniać zupełnie. Ścisnąwszy nos drewnianemi szczypcami i zaopatrzywszy się takim sposobem w pewną ilość powietrza, można bezpiecznie zapuszczać się w atmosferę najmniej stosowną do oddychania.
Skończywszy przygotowania, nadzorca i Marceli uczepili się, lina pomknęła, i zaczęli spuszczać się. Tak zstępując w głąb ziemi, roz-