Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doprawdy! — zawołała pani Bauer zachwycona — pall inżynier Maulmühle tak po wiedział?
I wyobrażała już sobie syna swego, trzymającego łańcuch wzdłuż galeryi, podczas kiedy inżynier, z książeczką notatek w ręku, kreślił w niej cyfry i z okiem utkwionem w busoli wskazywał, w jakim kierunku ma się przebić nowa droga.
— Na nieszczęście, nie mam nikogo, coby mi wytłumaczył to, czego nie rozumiem w mojej arytmetyce, i boję się bardzo, żebym nie odpowiedział źle!
Tutaj Marceli, który milcząc palił fajkę przy ogniu, do czego miał prawo jako lokator domu, wmięszał się do rozmowy, mówiąc do dziecka:
— Może ja będę mógł objaśnić ci to, czego nie rozumiesz?
— Wy? — zapytała pani Bauer z pewnem niedowierzaniem.
— Bez wątpienia — odrzekł Marceli. — Myślisz pani, że niczego się nie uczę na lekcyach wieczornych, na które chodzę codziennie po wieczerzy? Nauczyciel bardzo kontent ze mnie i mówi, że mógłbym być jego pomocnikiem!
To powiedziawszy, Marceli udał się do swego pokoju po zeszyt białego papieru, potem usiadł przy chłopcu, zapytał czego ten