Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tych krzyżujących się galeryach widziała jedną szczególnie, jedną, którą znała lepiej niż inne, tą, której drzwi jej mały Karl otwierał i zamykał.
Wieczorem ci, co pracowali we dnie, wracali na powierzchnię ziemi, a miejsca ich zajmowali inni. Ale jej chłopiec, jej syn, nie siadał z powrotem do klatki. Szedł do stajni, do swego kochanego Blair-Athol’a, dawał mu jego wieczerzę z owsa i siana złożoną; potem z kolei sam jadł swój skromny zimny obiad, który mu z góry spuszczano, bawił się chwilę ze swoim wielkim szczurem, nieruchomie siedzącym u nóg jego, i ze swymi dwoma nietoperzami, co latały koło niego, wreszcie zasypiał na podściółce ze słomy.
Jak dobrze wiedziała o tem wszystkiem pani Bauer, i jak doskonale z kilku słówek Karla domyślała się wszystkich szczegółów!
— Wiesz, matko, co mi wczoraj powiedział inżynier Maulmühle? Powiedział, że jeżeli dobrze odpowiem na wszystkie jego pytania z arytmetyki, które mi zada wkrótce, to weźmie mnie do trzymaniu mierniczego łańcucha, jak będzie z busolą zdejmował plany kopalni. Mają podobno przebić galeryę, dla połączenia studni Albrechta ze studnią Webera. Niełatwą będzie miał pan inżynier robotę, chcąc trafić jak się należy!