Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z węglami; był to jeden z tych otworów, koniecznie potrzebnych do wentylacyi galeryi, za ich pomocą bowiem zwracano przeciąg powietrza w pewną określoną stronę. Ponieważ dom, najmowany przez matkę Karla, za nadto był oddalony od studni Albrechta, tak, że chłopiec nie mógł wracać wieczorem do domu swego, powierzono mu przeto w dodatku mały obowiązek nocny w samejże kopalni. Musiał pilnować i dopatrywać sześciu koni w podziemnej ich stajni, podczas kiedy woźnica wychodził na zewnątrz kopalni.
Całe zatem prawie życie Karla upływało o pięćset metrów pod powierzchnią ziemi. We dnie stał na straży przy swoich drzwiach; w nocy spał na słomie przy koniach. Dopiero w niedzielę rano wracał do światła dziennego i mógł korzystać z tych darów wszystkich ludzi: ze słońca, błękitnego nieba i macierzyńskiego uśmiechu.
Łatwo się domyśleć, że po takim tygodniu, kiedy wychodził ze studni, powierzchowność jego niekoniecznie przypominała eleganta; podobny był raczej do jakiegoś gnoma w państwie czarów, do kominiarza, lub do murzyna papuasa. To też pani Bauer poświęcała zwykle całą godzinę na szorowanie go, z wielką obfitością wody i mydła. Potem wkładała na niego dobre ubranie z zielonego sukna, zro-