Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sharp, osobiście zachwycony tem był. Gdyby się nie bał, że profesor Schultze może go posądzić o nieszczerość, posunąłby swoją bezinteresowność do tego stopnia nawet, że wskazałby mu jednego ze swych kolegów, któryby się podjął jego interesów... A wybór takiego człowieka ważny był bardzo, z pewnością! Prawna karyera stała się wielką drogą!.. Awanturnicy i zbóje mnożyli się na niej!.. Przyznawał to z rumieńcem na twarzy.
— Jeżeliby doktor zgodził się na ugodę, coby to kosztowało? — spytał profesor.
Mądry człowiek, słowa nie mogły go odurzyć! Człowiek praktyczny szedł prosto do celu, nie tracąc czasu na próżno! Mr. Sharp zmięszał się trochę tym sposobem postępowania. Przedstawił Herr Schultze’mu, że interesa nie idą tak prędko; że niepodobna jest przewidzieć końca, jeżeli się jest dopiero na początku; że, chcąc doprowadzić pana Sarrasin’a do ugody, trzeba zwlec trochę, by nie dać mu poznać, że on, Schultze, już teraz na układ przystaje.
— Proszę pana — zakończył — pozostaw to mnie; spuść się na mnie, a odpowiadam za wszystko.
— Ja także — odpowiedział Schultze — ale wolałbym wiedzieć, czego się mam trzymać.
Jednakże tym razem nie mógł wydobyć