Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na las wysoki i niebo rozłożystością ziemi uniesione tak wspaniale!
Ileż musiałem był zużyć intryg, wysiłków aby się przy tej stronie utrzymać, — z pretensją podobną przepchać się przez wszystkie pretensje wyższych szarż. Starsi odemnie dowódcy plutonów, kompanij, „sam“ dowódca bataljonu zgodzili się nareszcie dla dwóch przyczyn: Po pierwsze, że izba moja jest bardzo mała, po drugie, że jako piszącego, uważają mnie za półwarjata.
Zresztą i tak rozmieścili się całkiem dobrze. Kapitan mieszka godnie, ma oddzielne „skrzydło“, dwa wielkie pokoje, w których chodzi, gwiżdże i nudzi się „zachowując prestiż“. Nie wypada mu żyć z nami za pan brat, musi dbać o pozory, choć jest prawie najmłodszy z nas.
Za parę tygodni ma go w tej głuszy odwiedzić żona. Nasz „wódz“ już teraz kręci pokryjomu przy pomocy ordynansów wieńce z młodych liści dębowych i przymierza te laury pustym ścianom swojej przestronnej kwatery.
Opodal kapitana gnieżdżą się porucznicy, obaj moi przyjaciele. Starszy, na którego wołamy Leń, — zna się na książkach, ciągle pije herbatę, dużo pali, jest wytworny, przystojny, uparty, — nic więcej nie umiem o nim powiedzieć. Znamy się od tak dawna.
Oraz drugi, również mój przyjaciel, także blondyn, Iwowiak, całemi dniami uczy się regulaminów na pamięć. Wołamy na niego po prostu — Kujon.
Kujon i Leń.
Jeden tępy, pilny, pracowity, drugi zdolny, roztrze-