Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pany — leń. Leniowi wszystko się samo do rąk garnie, Kujon zębami szarpać musi. Jednemu głowa lekko chodzi, nawet gdy wiatr wieje jakby mu fryzurę poprawiał, drugiemu łeb zmierzwiony słania się ciężko na ramionach, a pokorne oczy niebieskie wciąż za coś przepraszają.
Tylna strona naszego „domu“ wychodzi na pola. Widać stąd rozbite ruiny miasteczka i ziemne fortyfikacje, wykopane wśród sztywnej gwiazdy szerokich dróg artyleryjskich.
Urządzenie naszych mieszkań jest nader skromne. Stół, stołek, krzesło, wąskie łóżko, umywalnia. Na upiększenie izb składają się przedmioty wojennego użytku, szable, siodła, karabiny, lub małe graty, które ten i ów pokochał w czasie długiej wędrówki wojennej.
Więc tu zastaniesz na oknie drewnianego kogutka, tam grot dzidy szwedzkiej nad łóżkiem, ówdzie pudełko z muszli.
Wszędzie wiele fotografii poległych w boju kolegów.
— Wyobrażasz sobie, że czeka nas coś innego? — spytał mnie raz Leń pokazując ołtarzyk poległych, przybity nad łóżkiem Kujona. — Naprzód jest się żywym, potem na fotografii na ścianie, potem głowa tylko, wykrojona z pocztówki w medaliku... Potem wylecisz z medalika, ustępując fotografji dziecka, które „ona“ ma z innym, a sam leżeć będziesz w szufladzie przy złamanym grzebyku. Dlatego ja ani cudzych „foto“ nie potrzebuję, ani swoich nikomu nie daję. Żebyś wiedział!