Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwaga cichej, skromnej myszy. Była wśród ścian, które, gdyby mówić mogły, czegóżby nie opowiedziały?!
Aptekarz wzruszył się, jak najniewinniejszy w świecie obywatel. Nie dostrzegła ani krzty jakichś wyrzutów sumienia, czy też skruchy, a tylko „taką sobie“ wesołą ofiarność.
Podawszy krzesło, długo głaskał się po kapsułowatej głowie. Nareszcie wygłaskał myśl taką:
— Ja, proszę pani, umiem cenić zdrowy pogląd na świat.
Otworzył szufladę biurka, w którem podobno ukrywały się niezliczone tuziny ohydnej pornografji, i podał pani Anieli małą figurkę indyjskiego mędrca, oryginalnie rżniętą w agacie.
— Tak. Jako fant dla loterji. Napewno warto wygrać.
— Owszem, okazał dobroć — zwierzała się z tej wyprawy Aniela „oburzonej do głębi“ Stanisławie, — ale pokory żadnej.
Podszedłszy ku oknu, postawiła figurkę na blaszanem pudełku marmolady.
— Siedzi tu w kucki, jakby w cieniu indyjskiej palmy...
— I patrzy sobie w pępek... — śmiała się panna Stanisława, — no i tak, moja droga, powstają wielkie filozoficzne systemy.
Przerwało im gwałtowne łomotanie od strony kuchni.
— Może to duch indyjskiego bałwana?...
Duch nie mógł trzaskać szablą i dzwonić ostrogami.