Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż w tem? — Sucha, prosta jasność wezbrała w piersiach Barcza. — Pan użyczałeś mi pomocy swej muzy — dzięki czemu także, w pewnym stopniu, doszliśmy aż tak daleko, że mogłeś, pan był przejść przez te... Także za pańskiem przyczynieniem się uzyskane, objektywne mierniki, próby, sprawdziany. Mierniki, na które nigdy nie zdobędzie się żadna grupa powstańcza, lecz które może wytworzyć tylko państwo. A pan, — teraz dopiero przypomniało się Barczowi poszukiwane określenie, — a pan potrafi „ociekać entuzjazmem“ w walce o radość „odzyskiwanego śmietnika“. Lecz, kiedy trzeba żyć w tym śmietniku —
Sztywna baczność Rasińskiego rozkruszyła się w jednej sekundzie. Osadził się do skoku, ściśnięte piersi wytężył w stronę biurka:
— Właśnie!... I to, ja, tobie, generale, my wszyscy porządni ludzie, żołnierze — zawsze wyrzucać będziemy! Kamień śmiertelnej obrazy! Gorsze, niż najcięższe straty i najstraszniejsza jatka. Nie chcemy żyć w śmietniku!! Mogę zdychać, bluzgając krwią na pudełko zaśmierdłych sardynek, — ale żyć w śmietniku nie będę!! Bo jeżeli to ma zostać śmietnikiem!?!... W którym, choćby dla najpraktyczniejszych celów — gra się sumieniem, honorem człowieka?!? Ja wiem: Niema ceny, której nie warto wyłożyć za prawdę. Każdy z nas chętnie ją płaci...
— Któż to są, ci my?...
— Ci my — zatrzymał się Rasiński — to są ci głupi podoficerowie, którzy byli u pana.
— I kto jeszcze?