Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzeba opatrzeć — szeptał Kostryń — trzeba opatrzeć, a potem będziemy rozmawiali, a potem będziemy rozmawiali, a potem będziemy rozmawiali. — Szepcząc przyłożył do skroni Stanisławy własną chustką i lekkim ruchem tamponował skaleczone miejsce. Drugą zaś ręką jął bić żonę w obojczyk mocno, prędko, coraz mocniej i prędzej, jakby rąbał kantem dłoni, w miarę uderzeń tryskając z nieruchomych źrenic czerwonymi łezkami.
Zadzwoniono u wejścia.
Kostryń wyskoczył z kancelarii.
Służący już otwierał. Kłaniał się nisko.
W drzwiach w czarnym ośnieżonym futrze stał leader Mieniewski.