Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



4.
CZARNE SKRZYDŁA

Los sprzyjał sztygarowi Stasiakowi: gdy ludzie na nadszybiu zobaczyli przeciętego trupa sygnalisty, byliby... Sztygar Stasiak miał jednak szczęście: wyjazd klaty szybowej ze zmiażdżonym Dusiem nastąpił w chwili, w której buknęła z daleka trąbka erazmowskiego auta. Sygnał ten znali wszyscy.
Światła wozu przeleciały oślepiającą jasnością po śniegach dookolnych. Fakt wiadomy niezbicie, nadjeżdża ktoś z dyrekcji!
Sypnęli się od szybu w stronę wielkich lamp acetylenu. Droga dla aut mogła być tylko jedna, główną bramą, przez zwały węgla, obok oświetlonego wyraźnie podnośnika, obok szybu powietrznego, wzdłuż gmachu łaźni a stąd prosto na plac, do Zarządu.
Lecieli z wszystkich stron przez śniegi. Widzieli jak osoba dyrekcji pochyliła się naprzód ku szoferowi.
Przepłoszyło Kostrynia nie to nawet, że od zwałów nadszybia i podnośnika pędzili za nim. Lecz że następowali drogę.