Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


BRZEMIĘ GÓRNICZE
1.
MIAŁO BYĆ Z DALEKA

Wszystka wiara uciekła z pani Knote, na czas najbliższy nie zostało ni krzty nadziei, ale polecenia Feliksa (w tych strasznych chwilach trudno myśleć po nazwisku) spełnione zostały drobiazgowo.
Spełnić nie trudno, przez Karolcię Domagało, która codziennie na przestrzyki przychodziła; albo przez Supernaka, portiera erazmowskiego, jako że razem z Szymczykami gnieździły się przecież Supernaki na Zielonem, a przy nich Lenora.
Całe polecenie — przyślijcie mi Lenorę, to mi podłogi umyje.
Olejno pani Knote u siebie nie zaciągała, i tak chore zataraszą. Trzeba było myć, nie raz już wzywała do tego Lenorę. Dla mycia samego i dla klienteli, gdyż Lenora bardzo między różne dziewuchy wprowadzona była.
Dlaczego stało się, że polecenie: — niech przyjdzie, podłogi mi umyje, zarobi — posłała przez Supernaka, portiera? Komu Supernak służy? Od kogo z ręki