Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podnosić się zaraz z takiej hańby. Z czołem wspartym na zimnych okuciach kuferka szukała jakiejś pociechy. Aż wreszcie skrobiąc palcami w zimnym piachu brytwanki powtarzać jęła w myśli raz za razem bez tchu i bez końca:
— Za to twoja córka, twoja córka... Poczekaj, za to twoja córka....