Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzecim poziomem? Nie zapisał tego w notatniku, trudno bowiem pisać na ulicy. Niemniej do wielu innych spraw, które przygotowywał Coeurowi, dodał w myśli, bardziej stanowczo, niż żeby się to na papierze zapisywało: usunąć Falkiewicza.
Krótka, prosta decyzja przywróciła dyrektorowi wiarę we własne siły. Rozmowę z Drążkiem zaczął całkiem spokojnie od obojętnego przywitania: — Dzień dobry panu, panie pośle.
Działo się w prywatnym pomieszkanku, przy restauracji. Cieplik jako gospodarz był w tych wypadkach nieoceniony. W prywatnej marynarce (bez zielonego fartucha) podał kawę, osobiście pokazał, gdzie jest dzwonek, przekręcił parę razy kontakt na dowód, że funkcjonuje, i znikł.
Dyrektor Kostryń i poseł Drążek pozostali w paltach. Dyrektor w granatowym, dostatnim, poseł w wilczym kubraku. Konferencje tego rodzaju odbywali zawsze w płaszczach: aby nie było żadnych złudzeń co do oziębłości towarzyskiego charakteru.
Poczęstowali się wzajemnie papierosami. Kostryń wolał ssać swe odlewane szkiełko. Drążek palił dyrektorskiego papierosa. Pewno reprezentacyjny, płaci Towarzystwo, ba, Towarzystwo ma z czego! Z papierosa, z kosztów, z tego co, kto, ile i na co ma, można było odrazu jechać na właściwe tory.
Za wcześnie jednak! Jeszcze się atmosfera nie rozgrzała. Utyskiwali obustronnie na zbyt ciężkie warunki. Wymienili między sobą ostatecznie: dumping, koszta własne, brak zamówień, bezrobocie, ostrużyny ziemniaków, brak mieszkań. O właściwej rzeczy ani