Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



7.
ŚWIATY UTĘSKNIONE

Dyrektor Kostryń zatrzymał auto na rogu ulicy Przemysłowej i, zamiast — „wracaj pan do domu“ — powiedział szoferowi Smolakiewiczowi:
— Mieszkanie Mieniewskiego. — Tak dalece myślał nad swym planem. Po chwili dopiero dodał:
— Wracaj pan na kopalnię.
Ulicą Przemysłową, pod górę w stronę Cieplika szedł Kostryń, pełen najlepszej nadziei. Czy nawet poczucia zwycięstwa. Poczucie owo zdawało się już zawczasu błyszczeć ostrymi drzazgami światła w oknach niskich domów, za każdą szybą wystawową i wzdłuż blaszanych rynien. Nie zmniejszyło się nawet na widok bezrobotnych, którzy niczym kupy odgarniętego błota trwali na chodniku przed Domem Ludowym.
Nie trzeba nigdy ulegać wrażeniom: wali się na człowieka, wali, wali, a za jednym zamachem może się odkręcić. Falkiewicze tylko poddają się wrażeniom. I po pijanemu straszą ludzi.
Trzeci poziom?... Cóż to znowu ma być z tym