Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



2.
IZDEBKA Z PELARGONIĄ

Obudził się na dworcu w Warszawie w pustym już prawie pociągu. Słychać było donośne stukanie po osiach i gdzieś na przodzie cichnący syk maszyny. Za oknem złociła się lotna słoneczna przestrzeń zamknięta ciemnymi murami.
King of England — trysnęło w myśli Tadeusza przez olbrzymie szare ściany domów.
Fenomenalne głupstwo!
Otulił gary, zabrał walizkę i poszedł na Warszawę. Za wcześnie, by już dzwonić do izdebki z pelargonią.
Krążył po zaśmieconej Marszałkowskiej, dwie przecznice w lewo, dwie w prawo. Nareszcie otwarto jakąś knajpinę na Nowogrodzkiej. Zasiadł przy krzywonogim stoliku, podano mu cienką kawę, w której wirem czarnych fusów jakoby noc jeszcze pływała. Upiwszy nieco zaczął list do brata:

„Warszawa. Nie pamiętam którego. Kawiarnia przy Dworcu Głównym.