Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



4.
PTAK ZWANY ZLEWEK

Knote zjawiła się w poczekalni huty już przed godziną dziewiątą. Usiadła na brzegu krzesełka, przerażona bliskością rozmowy z dyrektorem, a równocześnie, jak przy każdej tu bytności, oczarowana srogą powagą zakładu.
Cztery nagie ściany, solidne, olejne, osiem krzesełek pod rząd, ten sam woźny od lat, na stole bibuła w czarną skórę oprawna, bloczek papierowy, ołówek na sznureczku i znikąd ani słowa.
O godzinie dziewiątej, punktualnie, zajechało auto i wszedł dyrektor Feliks Kostryń.
Nie dał żadnego znaku, udał, że nie widzi Knote, i poszedł prosto korytarzem.
Stary woźny mknął cichutko z tyłu. Odebrał od dyrektora płaszcz, otworzył grube, wojłokowe drzwi do kancelarii. Kostryń wszedł, rozejrzał się nieufnie i stanął za biurkiem.