Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Braknie słów, więc jakże tu o niej rozprawiać? Ani to wymalować, ani wyrzeźbić, ani też wypowiedzieć. Cud, czarodziejska przygoda, dar z nieba, uśmiech losu, niechże mi wolno będzie powiedzieć: uśmiech samej wieczności nad stratą, nad rozpaczą, nad zatraceniem najokrutniejszym chyba, nad przepaścią!
Szli już od lat dziesiątków Polacy ze swojej ojczyzny na północ, wschód, na zachód i południe: w cztery strony świata rozbiegał się ten naród przydeptany stopą przemocy. Jak z ciała zranionego krew, uchodziła z tego tratowanego kraju wszelka moc, dzielność, odwaga, nawet praca.
Przed nową burzą dni listopadowych odfrunął z Polski Chopin, a potem już do końca życia płynął z falą powstańczą przez ziemie Europy, na szkarłatach onej fali tragicznej przedziwny kwiat, w którym zamknięta była tajemnica nowej muzyki świata.
Czegoż się w Polsce nauczył, czegoż doświadczył? Naszego towarzyskiego obyczaju zaznał, dziwnego obyczaju tamtych czasów między zgrozą rzeczywistości a stylem empirowym rozpieszczonego romantycznie, zaznał opieki nauczycieli, bezradnych przecież wobec takiego geniuszu, zaznał serca przyjaciół i jakiejś młodocianej miłości.
Z tych pierwszych doznań młodości i z kawałeczka polskiej ziemi pomiędzy Żelazową Wolą a Warszawą umiał wysłuchać wszystko. Wszystko, czym cała Polska tchnęła w powabie pieśni i tańca od setek lat. Już wtedy przecie jako kilkunastoletni młodzieniec uwoził z sobą dwa swoje koncerty fortepianowe, dzieła, od