Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozwól się przyjacielu na łono twe rzucić,
Ucałować, przypomnieć tej przyjaźni świętej,
W młodych leciech w konwikcie tak czule powziętej.
Wiek minął, jakeśmy się z sobą rozdzielili,
Panowie tu na nowo Polskę przerobili,
Ledwiem ją poznał, kiedym wrócił z zagranicy:
Lecz jak to? lato całe strawiłem w stolicy,
Nigdzie się spotkać!

Walery.

Mocno tego żałowałem,
Moje zabawy, domy które uczęszczałem,
Może że nie te były, kędyś Waćpan bywał.

Szarmantcki.

Wtenczas u Kolsonowej najwięcejm przebywał,
W ulicy Ujazdowskiej: wpośród pracy takiej,
Jakżeś też nie wyjechał i razu na raki?

Walery.

Prawdziwie, że się tego nieszkończenie wstydzę,
Lecz słodzę stratę, kiedy dziś Waćpana widzę;
Jak długo odwiedzałeś Waćpan cudze kraje?

Szarmantcki.

Rok tylko, alem przejął wszystkie ich zwyczaje.
Prawdziwie, już nie mógłem w ojczyźnie usiedzić;
Naprzód, ojciec mi kazał w sprawach się swych biedzić,
Jeździć po Trybunałach, to śliczne zabawy!
Wolałem przegrać dobra niż pilnować sprawy.
W rok zdało mu się oddać mię do gabinetu,
Porzuciłem: nie umiem dochować sekretu.
Dalej próbując mojej w żołnierce ochoty,