Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Szarmantcki.

Co za rozkosz, ach! byłbym najszczęśliwszy z ludzi,
Gdybym się mógł znajdować przy niej bez ustanku,
Gdybym obok niej jadąc jasnego poranku,
Gdzie gwar ptasząt przyjemny, gdzie źródeł mruczenie
Mógł jej najżywsze moje malować płomienie,
I łzy moje mieszając z rosą niebios wonną...

Teresa.

Waćpan widzę koniecznie chcesz się kochać konno.
Inna ofiarę jego przyjąć będzie zdolną,
Ja odchodzę.

(Odsuwa krosienka i chce odchodzić, Szarmantcki ją zatrzymuje)
Szarmantcki.

Życzeniom bądź moim powolną,
Chciej mię słuchać; na silne przysięgam jej wdzięki,
Że jeźli mi nie zechcesz ubliżyć twej ręki,
Będzie mojem staraniem, byś przez to zamęście,
Znalazła czegoś warta, znalazła twe szczęście.
W każdym razie uprzedzać będę twe życzenie,
I prawem będzie dla mnie każde twe skinienie;
Nie będzie ci zbywało na żadnej zabawie,
Zimę i lato siedzieć będziemy w Warszawie,
Będziesz zawsze opływać we wszystkie dostatki,
Bom modnie meblowany, wieczerze, obiadki,
Będziesz przyjmować gości i onych odwiedzać,
Karpantie z Szodoarem będą się wyprzedzać
Który pierwszy z Paryża nowość jej sprowadzi,
Brać będziesz co jej tylko chęć i gust doradzi;