Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Jakób.

To zapewne Szarmantcki wyjeżdża na łowy.

Agatka.

Ten sowizdrzał dom cały przewrócić gotowy,
Co też on nie wyrabia! gada bez pamięci,
Lata z kąta do kąta, wierci się i kręci,
Każdą zaczepi; ja mu nie mogę darować,
Wczoraj na schodach chciał mię gwałtem pocałować;
Jam się od tej napaści jak mogła broniła,
Nareszciem go ze złości za włosy chwyciła.
Lecz śmiech mię jeszcze bierze, uciekł przelękniony;
A w ręku mym się został warkocz przyprawiony,
Chcesz? to ci podaruję tę zdobycz ogromną.

Jakób.

Nie chcę, ja mu kawałka tego nie zapomnę.

Agatka.

Nie wiem dla czego trzpiot ten u nas przesiaduje,
Widzę, że Starościnie bardzo nadskakuje.
I samemu Staroście; jeźli nie mylę się,
To podobno zamyśla o pannie Teresie.

Jakób.

Kto? on? niechże Bóg broni: takowe zamęście,
Przyniosłoby tej pannie ostatnie nieszczęście:
Któżby ją znowu oddał trzpiotowi takiemu?

Agatka.

On jej nigdy nie godzien.

Jakób.

Dajmy pokój temu,
Mówmy raczej o sobie: Agatko kochana!