Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dopiero jak postrzegł, że już wszyscy spali,
Że świece gasły, przecież mrucząc wyszedł z sali,
I na schodach dokończył ostatka swej mowy;
Prawdziwyż to gaduła!

Agatka.

Potrzeba zajść w głowy
Z takimi natrętami, czyli boska kara!
Prawda, że się wybornie dobrała ta para,
Bo i żona Starosty przednia w swym gatunku,
Wszystkich znudziła, wzdycha w ustawnym frasunku,
Zawsze narzeka; nie wiem co siedzi w tej głowie!
Bóg dał piękny majątek, honory i zdrowie,
A zawsze nieszczęśliwa, we dnie spać się kładzie,
A całą noc się tłucze w dzikiej promenadzie;
Płacze, patrzy na miesiąc, gada do obłoków,
Wzywa jakichściś cieniów, jakichściś wyroków.
Starosta się z nią żeniąc musiał być szalony,
Ach co to za różnica od nieboszczki żony!
Już teraz takich nie ma: to to pani rzadka,
Co to za gospodyni, jaki dobra matka!
Jak córkę swą kochała.

Jakób.

Pewnie, że dzisiejsza,
Mniej od pierwszej rozsądna, lecz za to modniejsza,
Byłaby z niej zrobiło pocieszne stworzenie.

(Słychać za sceną trąbkę myśliwską.)
Agatka.

Ale co to za hałas, co to za trąbienie?