Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzisz, mój kochany, powiadasz samobójstwo. No tak, ale według mojego wierzenia, to nie jest wyjście. Trudno, nie mogę wpoić w siebie przekonania, że pociągnięcie za cyngiel, lub połknięcie odpowiedniej dawki cjanku potasu ma przeciąć nić całego istnienia człowieka. Życie!! Myślę, więc jestem — powiedział Deskartes — ale czy po śmierci nie powtórzę tego samego. Nietylko, że w to nie wątpię, ale wierzę całą głębią przekonania mego, że w jednej tysięcznej sekundy po śmierci moją inteligencję poruszy ta myśl... Wobec tego, czy warto? Czy opłaci się dojść po trudach rozumowania do bram śmierci w tym celu jedynie, aby przerwać raz wreszcie nić myśli, a potem przekonać się, że się chybiło celu, że myśl jest wieczna?! A? No i cóż?
Stanął naprzeciwko Karola, zagrodził mu drogę i wpatrywał się błędnym wzrokiem w jego zmęczone bezsennością oczy.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, poszedł dalej.
Szli po mokrych chodnikach, milcząc, każdy zatopiony w swoich myślach.
Karol, widać było, myślał nad tem, co mu Anatol tu dowodził, ale jego natura cała nieprzywykła do tego rodzaju kwestji odpychała precz od niego takie wątpliwości. To też po