Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niegdyś przyszłość swoją, jak w młodzieńczych latach dążył, jak mu się zdawało, konsekwentnie ku zamierzonym celom. Później, jak życie ściągało lot jego młodzieńczych skrzydeł niżej i niżej, jak pragnienia jego stawały się bardziej egoistyczne, a cele przez to bardziej łatwe do urzeczywistnienia. Jak go dotknęły pierwsze niepowodzenia i utrata na zawsze blizkich ukochanych i tak dalej i tak dalej.
Aż wreszcie stanął u kresu, gdy kraj rodzimy wydał mu się wrogim, jak w dziecięcej zarozumiałości, myślał, że każdy rodak tylko na niego ma zwróconą uwagę i tylko jemu źle życzy, jak przeto uciekał z kraju za granicę, a potem na inne kontynenty. Jak po półtorarocznej włóczędze zwracał stęskniony nostalgicznie do rodzimej wioski.
Tam przywitali go dość serdecznie szwagier, a zwłaszcza siostra, no i zaczął gospodarować u siebie.
— Nie byłem tam żadnym obszarnikiem, mówił z pewnym żalem, — miałem parę włók piaseczków, dość gruntowne teoretyczne przygotowanie i całą masę przesądów demokratycznych, których nabrałem w skorupkę mej młodości głównie w Paryżu od moich kolegów rewolucjonistów z Rosji, a potem w Południowej Ameryce.