Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co wiosna stawała w łunie młodych listków, podobnych do małych, zielonych iskierek. I to była jej radość wiosenna.
Gdy noc majowa uśpiła świat i księżyc zalewał rojsty swojem płynnem srebrem, świetlisty mszar poczynał bulgotać od namiętnej nocnej pieśni cietrzewiej... Przed świtem rodził się na dalekich uroczyskach hejnał żórawi i napełniał śpiący mszar melodyjną wrzawą... A potem budzić się poczynały na „mchu“ głosy poranku: djabelski, niesamowity krzyk tokowy pardw i podobłoczne bębnienie bekasów. A pieśń cietrzewia, gorąca i niemilknąca, o wschodzie na jedno mgnienie oka przerwana, przelewała się dokoła wszędzie, jakgdyby śpiewało ją całe powietrze, cała ziemia, cały świat...
Brzózka, uwieńczona obłokiem płomiennie zielonych listków, budziła się co rano na mglistym rojście, w blaskach zimnego i bezpromiennego słońca, okryta białym szronem.
Ale wkrótce uśmiechnięty ranek zamieniał ów mroźny szron w żywe diamen-