Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie poto, by zabić drzewo albo dzikiego zwierza?
Wśród szaleństwa żywiołów, bólu zwierząt i złości ludzkiej jawor nie znał szaleństwa, bo nie był żywiołem, nie znał bólu — bo nie był zwierzęciem, i nie znał podłości — bo nie był człowiekiem.

Słońce wzywało go wgórę: „Jaworze! nie ostaniesz się tu na skałach śród wiecznej mgły. Patrz: tam niebo!“
A potok śpiewał: „Jaworze! nie pozostaniesz tu na górach, zawieszony w powietrzu... Patrz wdół: tam ziemia, tam rzeka, tam radość“.
Wiatr zaś szamotał jego liśćmi, bezsilny wobec nieugiętego pnia, to w prawo, to w lewo, to ku połoninom, to ku rozpadlinom...
Jawor słuchał się słońca. I dążył bujną koroną wgórę — ponad mgły. Coraz wyżej. Wyrastał.
I słuchał potoku. Korzeniami przenikał głębokie pokłady ziemi. Trzymał się