Przejdź do zawartości

Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rafami, któraby mu dała możność pomyślnego dotarcia do brzegu. Lecz rafy wyłaniały się z morza jedna po drugiej nieomal. Stawało się pewnikiem coraz większym, iż statku nie da się uratować, należało więc myśleć o tym jedynie, ażeby choć jego pasażerowie zostali ocaleni.
Gdy biedny piętnastoletni kapitan podobnie gorzkiemi myślami zatruwał swą duszę, zbliżyła się do niego pani Weldon. Wtedy Dick postanowił powiedzieć jej wszystko.
— Przed upływem pół godziny, pani, statek wpadnie na te skały i już na nich pozostanie, — rozbity. Nam jednak nic złego się nie stanie, ponieważ i bez statku zdołamy się łatwo wydostać na brzeg. — „Pilgrima “ Bóg nie pozwolił mi ocalić, niestety.
— Chłopcze! wiem przecież — odpowiedziała pełnym serdeczności głosem pani Weldon — iż uczyniłeś wszystko, co tylko było możliwe w zakresie twych sił. Nie martw się więc i może dobry Bóg ocali nas jeszcze.
Młoda kobieta, mówiąc to, była bardzo blada i konwulsyjnymi ruchami przyciskała Janka do piersi. Poznała całą grozę położenia, lecz mimo to odważna kobieta miała głos spokojny. Nieustraszenie patrzyła w oczy niebezpieczeństwu, przygotowana na wszystko.