Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wciągnął pod wodę. Jeszcze teraz dzwoni mi w uszach rozpaczliwy krzyk nieszczęśliwego.
7 i 8 czerwca. Porachowano liczbę strat, Okazało się, iż krokodyle porwały 24 ofiary. Jak się dowiedzieć, czy nie zginął który z przyjaciół moich? Oddawna ich nie widziałem. Długo szukałem ich wzrokiem, aż nakoniec, już pod wieczór dojrzałem. Chwała Bogu wszyscy żyją. Jednej tylko Noon zobaczyć nie zdołałem. Czyżby zginęła w czasie tej nocy okropnej?
Otóż i koniec nizin, o ile się zdaje. Od 24 godzin znajdujemy się już na gruncie nie zalanym wodą, zupełnie suchym nawet miejscami. — A i niebo zaczyna się przecierać. Nawet słońce świeci. Mokre odzienie wyschło nakoniec. O, cóż to za rozkosz móc położyć się na suchej ziemi, w suchej odzieży, bez obawy ukąszeń pijawek, które od tylu dni ssały krew mych nóg! Czy i pani Weldon była narażona na cierpienia podobne? Nie sposób! Nie zniosłaby ich ona, ani jej maleńki synek. Pomiędzy murzynami szerzy się ospa i liczne zabiera ofiary, Który z chorych iść nie może i kładzie się na ziemi, — już na niej pozostaje. Karawana idzie dalej.