Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Boże miłosierny, w niebiosach się znajdujący!... jak możesz dopuszczać, by na ziemi tak bardzo okropne i ohydne się działy rzeczy?!... Pamiętam, dobrze pamiętam i przypominam sobie te narzędzia tortur, aczkolwiek, gdy je widziałem, miałem zaledwie sześć lat życia! Ubiegłej nocy pod tym drzewem był postój karawany handlarzy niewolników, przysiąc na to mogę!
— Nie możemy dłużej się łudzić, panie Sand! Jesteśmy w Afryce, krainie niewolnictwa!
Dick milczał. Zarzucił sobie tylko ręce na głowę, ruchem najwyższej rozpaczy.
W pewnej odległości wybrano inne miejsce na spoczynek. Noon, jak zwykle, przygotowała posiłek. Nikt się niczego nie domyślał. Jedynie Dingo wył bezustannie i nie można było go niczem uspokoić.!
Pani Weldon nie tknęła pożywienia, wpatrując się w swego chorego synka, gorączką rozpalonego.
Około północy w oddali dał się słyszeć potężny ryk. Dick zerwał się na nogi i wzrok jego padł odrazu na Dingo, który — tak śmiały zawsze — drżał teraz i tulił mu się do nóg.
— Co to takiego, Tomie? — zapytał młody chłopiec.