Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się udało znalezć jedno takie drzewo, powiedz mi o tem.
— Z całą przyjemnością, szanowna rodaczko, Lecz zdaje mi się, iż jest to trud zbędny. Za przybyciem bowiem do San Felice znajdziesz tam, pani, proszki chininy, które są o wiele skuteczniejsze, aniżeli nie spreparowana kora tego drzewa.
Ostatni nocleg w lesie był poprzedzony niezwykłem odkryciem, jakie zrobił kuzyn Benedykt.
W ciszy zupełnej, gdy wszyscy pomęczeni bardzo, odrazu ułożyli się na spoczynek, rozległ się nagle głośny krzyk, bólu pełen.
W jednej chwili wszyscy zerwali się na nogi. Krzyżować się zaczęły pomieszane pytania.
— Co się stało?... Kto krzyknął?
Winnym zamieszania okazał się kuzyn Benedykt, który przemówił nakoniec wzburzonym głosom:
— To ja krzyknąłem, coś mnie bardzo boleśnie ukąsiło w twarz.
— Boże kochany!... czy czasem nie żmija? — trwożliwie zawoła pani Weldon.
— Co za żmija! — gniewnie odpowiedział uczony — czyżbym ja mógł zwracać uwagę na jakiegoś tam płaza, na jakąś nie