Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



XIV

— Tak, ekscelencjo — rzekł Davidson swym spokojnym głosem — więcej ludzi zginęło w tej całej historji — mam na myśli białych — niż poległo żołnierzy w niejednej z bitew ostatniej wojny Aczyńskiej.
Davidson rozmawiał z ekscelencją, ponieważ wypadki, które nazywano ogólnie „tajemnicą Samburanu“, wzbudzały na archipelagu taką sensację, że nawet ludzie z najwyższych sfer pragnęli poinformować się u źródła. Davidson został wezwany na audjencję przez wysokiego urzędnika, który odbywał właśnie objazd.
— Pan znał dobrze zmarłego barona Heysta?
— Właściwie to nikt z tutejszych ludzi nie może się pochwalić że znał go dobrze — rzekł Davidson. — To był dziwny człowiek. Wątpię czy on sam zdawał sobie z tego sprawę, jaki jest dziwny. Ale wszycy wiedzieli że czuwam nad nim z życzliwością. Dlatego też doszło mnie ostrzeżenie, które sprawiło że zawróciłem z drogi w środku podróży i popłynąłem do Samburanu; ale niestety przybyłem już zapóźno.
Nie rozwodząc się nad tem szeroko, Davidson wyjaśnił dygnitarzowi słuchającemu go z uwagą, że pewna kobieta, żona niejakiego Schomberga, właściciela hotelu, usłyszała jak dwóch rzezimieszków-szulerów wypytywało jej męża o dokładne położenie wyspy. Doszło jej uszu tylko kilka słów tyczących się sąsiedniego wulkanu, ale to wystarczyło aby obudzić jej podejrzenia, „któremi“, ciągnął Davidson, „podzieliła się ze mną,