Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uczucie Heysta dla niej jest tylko gwałtownym i szczerym porywem ciekawości i współczucia — rzeczy przemijających. Nie znała go. Gdyby miał odejść od niej i zniknąć na zawsze, nie zrobiłaby mu żadnej wymówki i nie miałaby do niego żalu, gdyż pozostawiłby jej coś niezmiernie rzadkiego i cennego — poczucie że przez swą odwagę zasłużyła na jego uściski, ocalając mu życie.
Teraz pochłaniała ją tylko jedna sprawa: jak zdobyć nóż Ricarda, znamię i symbol skradającej się śmierci — i to było przyczyną jej drżenia, rumieńców oblewających ją warem i zimnych dreszczy. Ręce Leny trzęsły się z niecierpliwości, spragnione tego strasznego przedmiotu, który raz zobaczyła i którego nie mogła zapomnieć.
Wyciągnęła instynktownie ręce nagłym ruchem i Ricardo stanął jak wryty między drzwiami i krzesłem na którem siedziała — stanął z bezwzględnem posłuszeństwem zdobytego mężczyzny, którego cierpliwość jest niewyczerpana. Jego uległość zmieszała Lenę. Słuchała namiętnych uniesień Ricarda, straszliwych zachwytów i okropniejszych jeszcze wyznań miłosnych. Potrafiła nawet spojrzeć mu prosto w oczy — skośne, ruchliwe oczy, błyskające dzikiem pożądaniem.
— Nie! — mówił już spokojniej, wyrzuciwszy z siebie ognisty potok słów, w którym najdziksze miłosne zaklęcia zlewały się z zalotnemi błaganiami. — Więcej już na to nie pójdę! Zaufaj mi. Przecież mówię rozsądnie. Patrz jak spokojnie bije mi serce. Było dziś tak z dziesięć razy, że kiedy ty, ty, ty! stanęłaś przede mną w myśli, zdawało mi się że serce roztrzaska mi żebra albo wyskoczy przez gardło. Zakołatało się na śmierć moje serce, czekając na ten wie-