Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Otóż — ukryłem moją gorącą chęć chwycenia tych łajdaków za gardło — ciągnął Heyst. — Mam tylko dwie ręce — chciałbym ich mieć sto aby się bronić — a tam były trzy gardła. W owej chwili ten ich Pedro był również w pokoju. Gdyby zobaczył że mam do czynienia z dwoma gardłami, skoczyłby do mojego jak dziki pies, albo jaka inna wściekła i wierna bestja. Ukryłem bez wysiłku tęsknotę za pospolitym, głupim i beznadziejnym argumentem walki. Oświadczyłem im że nie potrzebuję nikogo i nie chcę aby pozbywali się dla mnie swego sługi, ale nie chcieli mnie wcale słuchać. Postanowienie ich było niewzruszone.
— „Poślemy go zaraz do pana“ — rzekł Ricardo — „niech się zabiera do gotowania obiadu dla nas wszystkich. Chyba nie ma pan nic przeciw temu abym przyszedł do pana na obiad; a szefowi przyślemy jedzenie tu do domu“.
— Pozostawało mi tylko trzymać język za zębami albo rozpocząć kłótnię, któraby wydobyła na jaw ich ciemne cele; a my nie jesteśmy w stanie tym celom się przeciwstawić. Mogłabyś, naturalnie, nie pokazać się tego wieczoru; ale wobec tego, że ta wstrętna, dzika bestja będzie się nam wałęsała po domu, jak długo da się ukryć twoją obecność?
Rozpacz Heysta czuło się nawet w jego milczeniu. Głowa dziewczyny, wsparta na rękach ukrytych pod gęstemi splotami włosów, nie poruszyła się wcale.
— Czy jesteś pewna że dotąd ciebie nie widzieli? — zapytał nagle.
Odpowiedziała, siedząc wciąż bez ruchu:
— Jakże mogę być pewna? Powiedziałeś mi, że nie życzysz sobie aby mnie widzieli — więc też trzymałam się w ukryciu. Nie pytałam o powody. Przypusz-