Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

porozumienie między mną i Jonesem. Ta okoliczność jest dla nas pomyślna — jeśli wogóle może być coś pomyślnem dla ludzi tak jak my zaskoczonych. Wang odszedł. Ten postąpił przynajmniej otwarcie; ale nie wiem co może strzelić mu do głowy i przyszło mi na myśl, że lepiej ostrzec tych ludzi iż nie odpowiadam już za Chińczyka. Nie chciałbym aby pan Wang uczynił jakiś krok, któryby przyśpieszył akcję przeciwko nam. Czy rozumiesz o co mi chodzi?
Skinęła głową potwierdzająco. Całą jej duszę ogarnęło namiętne postanowienie i egzaltowana wiara w siebie; pochłaniała ją myśl o przedziwnej sposobności, dzięki której mogła zdobyć niezawodnie miłość tego człowieka — zdobyć ją na wieczność.
— Nigdy nie widziałem dwóch ludzi — mówił Heyst — bardziej jakąś wiadomością poruszonych niż Jones i jego sekretarz, który był już wtedy z powrotem. Nie słyszeli moich kroków. Przeprosiłem ich że przeszkadzam.
— „Ależ broń Boże! broń Boże“ — rzekł Jones.
— Sekretarz cofnął się w róg pokoju i śledził mię spodełba jak czujny kot. Obaj najwidoczniej mieli się na baczności.
— „Przyszedłem“ — mówię do nich — „aby panów zawiadomić że mój służący odszedł — opuścił mię“.
Z początku spojrzeli po sobie, jakby nie rozumiejąc moich słów; ale wnet się bardzo stropili.
— „Pan mówi że pański Chińczyk uciekł?“ — spytał Ricardo, wyłażąc ze swego kąta. — „Tak sobie, ni stąd ni zowąd? Dlaczego uciekł?“
— Odrzekłem że każdy Chińczyk postępuje zawsze według ściśle określonych i prostych powodów, ale